Jeremy Sochan w kryzysie. Co naprawdę poszło nie tak w San Antonio Spurs?

Siedzisz przed tym ekranem, jakby miał ci za chwilę objawić boską prawdę o Jeremy’m Sochanie, a on zamiast cudów dostarcza ci sezon tak słaby, że aż zgrzyta w zębach. W kraju słychać modlitwy o cierpliwość, patriotyczne zaklęcia i tłumaczenia, że „chłopak swoje jeszcze pokaże”, tylko że NBA nie działa na życzenia. Tu liczą się liczby, forma i rozwój, a Sochan w roku kontraktowym wygląda, jakby zgubił mapę prowadzącą do własnego talentu. I właśnie o tej brutalnej, niechcianej prawdzie jest ta opowieść.

Narodowa narracja kontra brutalne realia NBA

Stoisz sobie przed telewizorem, jak przed ołtarzem jakimś takim z migającymi neonami, i patrzysz na to całe przedstawienie z Sochanem, który z sezonu na sezon coraz bardziej przypomina chłopaka, co zgubił instrukcję obsługi własnego talentu i przepisu na karierę.

I wtedy słyszysz te jęki ze swojego kraju, te narodowe modlitwy o to, żeby nie “krytykować chłopaka, bo paszport biało-czerwony, bo serduszko bije jak trzeba i pieroga zje na rolce na Instagramie”. Jakby to miało cokolwiek zmienić w świecie, gdzie statystyki są trwalsze niż patriotyzm, a NBA nie wybacza nikomu, kto nie dowozi w roku kontraktowym, a Sochan jest spóźniony z tą dostawą.

Statystyki, które nie wybaczają

On nie dowozi. Wcale. W tym sezonie jest tak tragiczny, że nawet gdyby go przenieść do jakiejś piwnicy, zamknąć w skrzyni i kazać grać z karaluchami, to i tak w plus/minus byłby jedynym na minusie. I nie, to nie jest metafora, co ją tak Robert i Radek tak lubią, to jest brutalny fakt: 11 graczy Spurs (odjąć jakieś wynaturzenia jak Riley Minix z + 60.3) na plusie, minimum +2. Jeden Sochan na -7. Jakby los chciał coś powiedzieć, ale wszyscy udają, że nie słyszą.

Polska szkoła tłumaczenia porażek

I wtedy wjeżdża ta wieczna polska szkoła tłumaczenia porażek: „trener winny, Pop nie taki, Mitch za ostry, rotacje złe, Wembiego nie ma, słońce zaszło, księżyc w retrogradacji, a w Warszawie deszcz pada nie z tej strony co zwykle. Niby narzekają na polaczkowanie, a po sekundzie sami w nie wchodzą, cali rozgrzani.

Trzy lata eksperymentów i zero efektów

A prawda jest nudna, brutalna i śmierdzi jak stare halówki w kanciapie wuefisty: Spurs przez trzy lata próbowali z Sochanem wszystkiego. Skrzydło, czwórka, small-ball center, point-forward z jedną ręką do wolnych jak jakiś streetballowy filozof. I nic. A jak coś to kontuzje. A później znowu nic.

Słabości, których nie da się już maskować

Chłopak w czwartym sezonie dalej nie potrafi trafić za trzy powyżej trzydziestu procent, a na linii rzutów wolnych siedemdziesiąt to dla niego Himalaje. Z piłką w rękach ciężko, a bez piłki zachwuje się tak, jakby szukał zasięgu Wi-Fi na plaży w Kuwejcie. Nie zdobył miejsca w rotacji w tym sezonie, bo zwyczajnie jest za słaby. Nie ma tu żadnej tajemnicy, żadnego spisku, żadnego „Mitch go nie lubi”. Liga to nie oaza czułości.

Gdy inni rosną, Sochan stoi w miejscu

I jasne, jest obrońcą. Takim, co nie boli w oczy. Ale to za mało, żeby na tym pływać. Nie kiedy masz wokół siebie ludzi, którzy nagle potrafią. Bo taki Keldon Johnson? Rok temu gość wyglądał jak worek treningowy do walenia pięścią w bezsilności. A dziś? 13 PPG z ławki na 66 TS% zbiórkę poprawił i solidne 34% za 3 trafia. Znalazł sobie niszę, przetopił swoje braki w coś, co ma sens. To możliwe. To wykonalne. Tylko trzeba chcieć i umieć.

W tej lidze nikt nie będzie czekał, aż nagle zaczniesz trafiać. Bo tam siedzi taki Carter Bryant z metką “to ja jestem ten nowy i obiecujący” i czeka żeby zawłaszczyć te minuty Jeremy’ego.

Rynek kurczy się szybciej niż cierpliwość Spurs

A tymczasem sam Jeremy co? Zero postępu. Zero drapieżności. Jest na wylocie. Rynek na niego? Może jakieś minimum. Może jakiś kontrakt za 9 milionów na trzy lata od desperata szukającego cienia nadziei. Ale udawać, że to wciąż ten „projekt przyszłości”? To już pachnie denializmem. Tą samą chorobą, która każe polskim kibicom po każdym meczu wrzucać jego statystyki, nawet kiedy są tak słabe, że powinny mieć cenzurę 18+. Tylko powoli kończą się wymówki i trzeba będzie spojrzeć prawdzie w oczy.

Niewygodny werdykt roku kontraktowego

I wtedy zostanie tylko jedno zdanie, to niewygodne, to, którego nikt nie chce powiedzieć głośno: w roku kontraktowym Sochan jest tragiczny. I tylko transfer może go jeszcze ocalić.
Świat jest brutalny. NBA jeszcze bardziej. I nikt nie będzie nikomu głaskał paszportu. Tu zostaje się albo graczem, albo wspomnieniem.

Opublikowano

w

,

przez


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.