Clippers wywalili Chrisa Paula w środku nocy. Tak po prostu, jak wyrzuca się stary kalendarz z zeszłego roku: niby wciąż ma kartki, ale przecież wszyscy wiedzą, że już nic z niego nie będzie.
Zwolnienie w rynsztoku: jak Clippers pozbyli się Chrisa Paula
To już Majki Browny czy Dżefy Hornacki tej ligi, którzy zostali zwolnieni na lotnisku to był szczyt kiczu i tandety, jak Pink Floyd na Spotify Wrapped. Ale żeby dziadzia Paula tak potraktować? Clippers nigdy nie mieli klasy, ale to jest już niezły rynsztok.
To kolejny strzał w potylice dla nich w tym sezonie. Drużyna stoi na bilansie 5-16, czyli takim, przy którym nawet najbardziej optymistyczny kibic zaczyna gmerać w szufladzie w poszukiwaniu papierowej torby do oddychania, albo atrybutu Kurta Cobaina. A pick w 2026 idzie do Thunder, bez portekcji, za tego pięknego Paula George’a, co im miał wygrać a nie wygrał nic.
I wtedy Chris Paul, facet, który miesiąc temu ogłosił, że to jego ostatnie koszykarskie tango, odpala Instagram o 02:40 w nocy i jak nastolatka wrzuca krótkie “Just Found Out I’m Being Sent Home” i dokleja emotkę pokoju, jakby żegnał się z ludźmi po przerwie obiadowej, a nie po dekadach bycia jednym z najbardziej zasadniczych gości w NBA. I najlepsze jest to, że ta decyzja nie była jego. Liga coś tam szepcze do redaktorów “The Athletic”, że Paul był po prostu pasażerem w aucie, które już dawno wpadło w poślizg.
Rudzielec Frank i gra w wytłumaczenia
Lawrence Frank, ten rudy, pazerny grzyb z małymi oczkami, co jechał na renomie Jerry’ego Westa, wielki kurwa prezes w Clippers, wychodzi z oświadczeniem i brzmi jak ksiądz na pogrzebie kogoś, kogo bardzo nie chciał pochować. „Rozstajemy się z Chrisem. Nie obwiniamy go za naszą mielonkę w ty sezonie. To moja odpowiedzialność.”
Czyli wujek Wam wytłumaczy: klasyczne zdanie człowieka, który wie, że tonący okręt będzie szukał winnych, i właśnie wskazuje na siebie, żeby nie wskazał go ktoś inny. Do tego te słodkie dyrdymały: że Chris legendarny, że wpływ nieoceniony. Ładnie to brzmi, ale jak się stoi w kałuży własnych szczyn, to żadna poezja nie osuszy ci skarpetek.
Koniec drugiego romansu: bez fanfar i zachodu słońca
I tak kończy się jego drugi romans z Clippers. Bez fanfar, bez łez, bez ostatniej sceny jak w filmach, gdzie bohater odchodzi pod światło zachodzącego słońca. Po prostu: nara. A jeszcze niedawno miał ten całuśny post o emeryturze: „What a ride… still so much left… GRATEFUL for this last one!!”, tak pisał skubany, jakby chciał powiedzieć światu, że ma jeszcze trochę paliwa. Może i ma. Tylko nikt już nie chce robić za jego stację benzynową.
W międzyczasie klub puszcza mu pożegnalne wideo w trakcie meczu z Memphis w kosztującej pierdyliard dolarów Intuit Dome. Taki gest, jak dawanie róż byłej dziewczynie podczas przypadkowego spotkania w spożywczaku. Niby miło, niby doceniamy przeszłość, ale wszyscy wiedzą, że to już nie to. Majtki na dupę i koniec miłości.
Paul za dużo gadał i się go pozbyli
Przed wyjazdem na tę wycieczkę do piekła, Paul wrzuca na Instagram definicję słowa „leeway” z Oxford Dictionary. Czyli że ktoś tu nie daje sobie luzu, nie bierze odpowiedzialności, atmosfera jak w biurze rachunkowym w kwietniu. A potem Shams Charania z ESPN, ten piękny brązowy chłopak, dokłada swoje już po fakcie: że rzekomo styl przywództwa Paula gryzł się z Clippers, że jego gadka o odpowiedzialności zaczęła działać ludziom na nerwy, że Ty Lue przez tygodnie nawet z nim nie gadał.
Chcieli weterańskiej mądrości, zmontowali ekipę dziadów bez kolan i oddechu, ale za to głową pełną pomysłów jak w piosence Coldplay. I wyszło jak zwykle w Clippers. Chciałoby się napisać „jak w tanim sitcomie”, ale wiemy, że tanie to nie było…
I to jest może najpiękniejsze w całej tej historii: facet, który całe życie budował drużyny na krzyknięciu “róbcie robotę”, trafia do ekipy, która wygląda jakby połowę zadań zostawiała “na jutro”.
Zderzenie jak między wiadrem lodu a rozgrzanym tłuszczem. Chlapnęło. Parowało. W końcu ktoś musiał to posprzątać. No i posprzątali, jak sprząta się niepotrzebne meble z piwnicy: po cichu, w środku nocy i pod wiatę śmietnikową na osiedlu


Dodaj komentarz